Nawet nie wiem jak znalazłem się w Instytucie. Ale automatycznie
biegne do pokoju Izzy. A tam widzę straszny widok.
Isabelle leży na podłodze w kałuży krwi.
Nie oddycha.
Dosłownie rzucam się na klęczki i natychmiast wyciągam stelle.
Rysuję jej na ramieniu iratze i czekam. Po kilku minutach jej klatka
piersiowa zaczyna się unosić. Oddycham z ulgą mimo, że Izzy jeszcze się nie
wybudziła. Podnoszę ją ostrożnie i przenoszę na rękach do szpitala. Tam kładę
ją na jednym z łóżek. Jej włosy spływają burzą loków po poduszce. Jej cera
idealnie z nimi kontrastuje. Wygląda jak we śnie. A może naprawdę śpi? Po
chwili mój wzrok przykuwa ruch w drugim końcu sali. Obracam się w tamtą stronę
i widzę... Demona?!.
Jakim pieprzonym cudem on wszedł do Instytutu?!
Odruchowo jednak sięgam po seraficki nóż i szepczę cicho imię : Zachariel. Nóż
rozbłyska oślepiającym światłem. Teraz widzę już kto dokładnie tam stał.
Sylwetka która wydawała mi się Demonem, jest tak naprawdę Jacem.
- Co ty wyrabiasz?! - krzyczę. - Przestraszyłeś mnie na śmierć a
w dodatku muszę myśleć co się stało Isabelle! Czemu ty jej nie pomogłeś?! Tylko
biedaczka ostatkiem sił napisała mi SMS żebym przyjechał. Boże, co z
tobą!
Jace jednak nie odpowiada tylko przemyka się obok mnie i cicho
niczym kot podchodzi do łóżka na którym leży Izzy.
- Jace co ty...
Nie kończę tego zdania.
Bo już po chwili zapada ciemność.
....
Budzę się w łóżku. Powoli otwieram oczy. Ze zdziwieniem
stwierdzam, że widzę nad sobą fuksjowy sufit.
A taki posiada tylko jedna osoba.
Magnus.
Tylko co ja do cholery robię u Magnusa?!
Nie to żebym miał coś przeciwko. Ale z tego co pamiętam byłem w
Instytucie. A potem Izzy i Jace... Boże. Pamiętam ciemność. A potem obudziłem
się tutaj. Muszę sobie to wszystko poukładać. Postanawiam więc porozmawiać z
właścicielem domu. W końcu musi być jakieś wyjaśnienie.
Wychodzę więc z pokoju i kieruję się do salonu. Oczywiście wciąż
wszędzie wiszą serca i palą się świeczki. Podejrzewam, że pod wpływem jakiegoś
zaklęcia. Jest tylko jakoś dziwnie ciemno. Jedyne światło oto owe świeczki. I
wtedy staję jak wryty.
Widzę Magnusa i jakiegoś chłopaka.
Całują się.
Już mam ochotę krzyczeć gdy nagle spostrzegam kim jest owy
chłopak.
To Ja.
Nie nie przewidziałem się. Naprawdę widzę idealną replikę
wczorajszego wieczoru.
Chowam się więc za rogiem pokoju z którego wyszedłem. Opadam
cicho na podłogę, i z bezsilności chowam głowę w kolana. Nie wiem co się
dzieje. Jakim cudem jestem teraz świadkiem wczorajszego wieczoru. Po prostu się
gubię.
A Nocny Łowca nigdy się nie gubi.
_______________________
Strasznie przepraszam że tak KRÓTKO D:
Ale kolejny rozdział już niedługo!
Właściwie jeszcze dziś!
Muszę nadrobić zaległości ^^
Miłego czytania! Kocham WAS! :*
Magnusowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz